„Ale Lipa” – koło gospodyń z Grodziszcza, które podbija konkursy kulinarne
Ale Lipę poznaliśmy podczas konkursu kulinarnego w Walewicach, o którym piszemy w artykule otwierającym dział „Wieś i Rodzina”. Tam członkinie popisywały się pierogami z kaczką, o czym za chwilę. Tymczasem o logo.
– Znajomy grafik dostał zlecenie, żeby zaprojektować coś, co będzie sugerowało, że babki są dzielne i twarde. Zainspirował nas tymi opaskami z kokardkami – to element jednego z naszych strojów. Mamy też świąteczne, i na co dzień, bluzy w maki i kwieciste suknie, w których gotowałyśmy w Walewicach – mówi Justyna Sara-Hryncyszyn, przewodnicząca.
Lipny placek, kociołek gospochy i wsiowa bomba – kulinarne hity na żywo
Na sesyjne wspólne zdjęcie dopiero się szykują. Będzie jesienią. Jako koło jeszcze raczkują – we wrześniu skończą dopiero dwa lata.
– Nie było u nas koła, ale wiele z nas tworzyło radę sołecką. Jej kadencja się kończyła. Chciałyśmy „oddać” ją już komuś innemu, ale chciałyśmy też ocalić to, co wprowadziłyśmy jako rada, więc założyłyśmy koło. Jednym z dóbr były nasze grodziszczańskie flagowe potrawy – mówi Justyna.
Z tych potraw to przede wszystkim „Lipny placek”. Coś w stylu węgierskiego langosza. Koło przygotowuje go zawsze na świeżo, „przy kliencie”. Placek drożdżowy na słono, smażony na głębokim oleju, posypany żółtym serem i polany sosem czosnkowym. Drugi jest „Kociołek gospochy” – też gotowany na żywo. Rodzaj leczo z sezonowych warzyw, zwykle z mięsnym wkładem. Jest jeszcze „Wsiowa bomba”, czyli bigos ze swojską kiełbasą.
Dlaczego „Ale Lipa”? Historia koła z Grodziszcza
Dlaczego „Ale Lipa”? Bo koło powstało w Grodziszczu – najstarszej wsi na Dolnym Śląsku, w której rośnie też zabytkowa aleja lipowa.
– Wieś przystąpiła do Programu Odnowy Wsi i trzeba było przygotować strategię rozwoju wsi, a w niej produkt lokalny. U nas lipy dużo, więc stanęło na soku lipowym, który nazwaliśmy „Ale Lipa”. Robimy go na początku lipca. On dał nazwę kołu. Miała być przewrotna – tłumaczy przewodnicząca i dodaje, że we wsi od dziesięciu lat odbywa się w lipcu festyn „Święto kwitnącej lipy”.
Projekty, dotacje i festiwale – jak „Ale Lipa” zmienia wieś
Ale Lipa od samego początku miała koncepcję na działalność.Justyna mówi, że w tym roku otworzył się im istny worek z dotacjami. Z Polskich Sieci Energetycznych dostali 24 tys. zł na projekt „Wiejskie owoce mają super moce – stworzenie sadu owocowego w miejscowości Grodziszcze”. Będą sadzić drzewa, utworzą letnią kuchnię i będą w niej organizować warsztaty pielęgnacji drzewek owocowych i szkolić z robienia przetworów. W trakcie jest przedsięwzięcie promujące ideę odnowy wsi. Koło zakupiło materiały promocyjne dla koła i sołectwa, ale też ławostoły i ławki. Trzecim działaniem w tym projekcie jest „Festiwal latawców”.
– Robimy go w tym roku drugi raz. W zeszłym nie mogliśmy, bo mieliśmy powódź. W powodzi gotowałyśmy i rozwoziłyśmy przez trzy tygodnie żywność dla bardziej zalanych od nas – Pszenna, Miłochowa, Jagodnika. Zazwyczaj zupy w słoikach, bo to najłatwiej podgrzać. Średnio wydawaliśmy około 120 słoików zupy. Pomagały nam koła z Krzczonowa i Krzyżowej. Darczyńcy przywozili nam warzywa – opowiada Justyna i dodaje, że przy okazji akcji słoik zebrali tyle szkieł, że wykorzystują je podczas warsztatów z lasu w słoiku.
Od roku koło współpracuje z Dolnośląskim Ośrodkiem Doradztwa Rolniczego. Bierze udział w wydarzeniach, szkoleniach i konkursach organizowanych przez ośrodek
Jesienne warsztaty, wianki i kulinarne sukcesy „Ale Lipy”
W październiku robią warsztaty „Jesienny bukiet”. Bukiety układają w dyniach. W listopadzie tworzą wianki adwentowe. I gotują, gotują, gotują... – na tyle dobrze, że w tegorocznym konkursie w Walewicach zajęły drugie miejsce za pierogi z kaczką w palonym maśle z tymiankiem.
– To nasze autorskie danie, bo na tym polegał konkurs. Miało być warzywo z owocem. Zrobiliśmy spotkanie, burzę mózgów i okazało się, że dostałyśmy się do finału jako jedyne koło z Dolnego Śląska. Kaczka? Bo dawniej w niemal każdym domu był drób. Kaczkę zawsze podawało się na święta, kiedy spotykała się liczniej rodzina. Dynie mamy w ogródkach, a obok we wsi koleżanka ma zagrodę edukacyjną Dyniowy Zakątek. A masło palone? To trochę nowoczesności w naszej tradycji. Trzeba złapać odpowiedni moment – nie wolno go przepalić. Kiedy zaczyna buzować, a białko z masła opada na dno, masło przybiera kolor słabej zaparzonej herbaty i zaczyna pachnieć orzechami. Mnie się udało za pierwszym razem. Trzeba spróbować, bo wszystko na takim maśle, także owoce do szarlotki, smakuje inaczej. Michała Fabiszewskiego, przewodniczącego jury, urzekły te nasze pierogi – mówi Justyna.
Były zadowolone, że dał im, oceniając, kilka dobrych rad. Że aż się prosi jakiś sos z lipy. Justyna już rozmawiała o tym z koleżankami.
Karolina Kasperek
