Retro-Xężanki – koło, które powstało na plebanii
– Wie pani, my to jesteśmy tak zakręcone na punkcie tego koła! Nie ma nas wiele, raptem czternaście, a tak bardzo aktywnie to działa pewnie pięć, sześć osób. Ważne, że robota jest zrobiona. Mówimy o sobie, że jesteśmy kołem z gminy Zduny. Dotychczas miałyśmy siedzibę w Bąkowie Górnym u księdza na plebanii, ale powoli się stamtąd wyprowadzamy, bo wynajęłyśmy dużo większe pomieszczenia w centrum Zdun – mówi Krystyna Sieczkowska, przewodnicząca koła.
Koło ma dopiero pięć lat i jest jedynym zarejestrowanym w Agencji kołem w gminie. Poza nimi działa od lat w Zdunach Gminna Rada Kobiet.
„Retro-Xężanki” – ciekawa nazwa. Pytam, skąd akurat taka.
– Tak w ogóle to w tych Xężankach ten „X” to są łyżka i widelec. Kolega nam wymyślił taką nazwę. Xężanki od Księżaków, czyli mieszkańców Księstwa Łowickiego, obszaru etnograficznego. Retro, bo tradycja to nasz konik. Jesteśmy dziouszki megałowickie. Za ten Łowicz to dałybyśmy się po prostu pokroić. A wcześniej u księdza na plebanii powstało stowarzyszenie Retro Łowiczanka, założone przez naszych mężów. To męskie grono, które gromadzi i wystawia stare maszyny rolnicze. Część rzeczy robimy razem, część oddzielnie. Często im gotujemy – mówi Krystyna.
Tradycja łowicka – pasja, która jednoczy
Razem uczestniczą na przykład w Bożym Ciele w miniskansenie w Złakowie Kościelnym. Chłopaki wystawiają się z maszynami, ciągnikami, kowalstwem, a Xężanki – z jedzeniem.
– Z nimi jesteśmy też współorganizatorami „Żniw” w Maurzycach. Panowie uprawiają tam ziemię, sieją zboże, a potem koszą starym sprzętem jak dawniej. Wchodzą w pole z kosą, kosiarką, żniwiarką, snopowiązałką, starym kombajnem. Wrzucają snopki na wóz drabiniasty, a potem my częstujemy kawą zbożową, mlekiem, herbatą miętową – opowiada Krystyna i dodaje, że wiosną z mężami w skansenie w Maurzycach sadziły ziemniaki, a 20 września zapraszają na wykopki.
Festiwale, konkursy i wydarzenia – Retro-Xężanki w akcji
Retro Xężanki współpracują też ze szkołą rolniczą w Zduńskiej Dąbrowie. Tam w pierwszy weekend sierpnia odbywa się zlot amatorów starych sprzętów rolniczych, samochodów, motocykli. Festiwal w szkole nosi nazwę „Kocham Łowickie”.
– Dostałyśmy na tegoroczną edycję „Łowickie tkane kolorami” niewielką dotację. W zeszłym roku zrobiłyśmy piękną wystawę starych strojów łowickich, chust, pokazałyśmy czepiec ślubny. Były lalki łowickie, zaprosiliśmy twórców ludowych. W tym roku był szydełkujący mężczyzna z synami, którzy też siedzieli z szydełkami. Jest też konkurs kulinarny – w zeszłym roku na zalewajkę, a w tym – na chrzanicę. Na to wydarzenie przyjechał dwukrotnie wiceminister Adam Nowak – był w jury i oceniał zupy. Powiem pani, że po mistrzowsku, jak kucharz z papierami. W tym roku wygrała chrzanica z Bielaw. A co do strojów – w tym roku chciałyśmy pokazać skąd się te stroje biorą. Koleżanka posiała len, potem go zebrała, wysuszyła, moczyła, międliła, czesała i zrobiła z niego włókna mięciutkie jak jedwab – mówi z dumą przewodnicząca i dodaje, że koło zakupiło krosna, żeby pokazać jak się tkało, a do krosien rwała się dzieciarnia.
Na starym krośnie, które przechowują, panie same zrobiły osnowę od początku do końca. Człowiek, którego chciały do tego wynająć, powiedział, że to potrwa tydzień. One zrobiły to w półtora dnia.
Gotowanie z pasją – od pierników po uliczne zupy
Krystyna mówi, że zakładając koło, zamierzały współpracować ze stowarzyszeniem. Z czasem nabrały apetytu na uczenie się nowego i dzielenie z innymi pasją i umiejętnościami. I od razu przyjęły pewną zasadę. Nie chciały dotacji przeznaczać na garnki czy lodówkę.
– Chcemy ją wydawać na coś, co można wielokrotnie i na wiele sposobów spożytkować, wielokrotnie pokazać, dzielić się tym. Ale gotujemy. W Warszawie koło pomnika Syrenki gotowałyśmy zupę na ulicy z wybitnym kucharzem – on swoją, my swoją. Potem ją rozdawaliśmy. Robimy warsztaty z dziećmi – plecionkarstwo, rogaliki, pierniki. I musimy być wszędzie. Żeby najmłodsi zarażali się sentymentem do tego, co było – mówią gospodynie.
Smaki z tradycji – niezwykła zupa „ni z gruszki, ni z pietruszki”
Xężanki poznaliśmy podczas konkursu w Walewicach. W tym konkursie uczestniczyły pierwszy raz. Gotowały tam zupę ni z gruszki, ni z pietruszki.
– To stary przepis, kiedyś taką zupę u nas gotowano, my tylko odrobinę ją unowocześniłyśmy – dodałyśmy różne przyprawy. Powiem coś jeszcze. Kiedyś byłyśmy na dożynkach w Uniejowie. Byli tam wybitni znawcy kuchni. Pani z jury podeszła, spróbowała i powiedziała, że w zupie czuje smak gruszki „pierdziołki”. Taka gruszka, która rośnie w polu, na miedzach, przydrożna, nie ma jej w uprawach. Byłyśmy w szoku, bo rzeczywiście miałyśmy w zupie tę gruszkę. Że tak można rozpoznać owoc! Przygotowałyśmy zupę na wykwintnie. W Uniejowie byliśmy też z zupą szczawiową. Cały czas coś przyrządzamy, wyszukujemy stare przepisy. Ciastek amoniaczków upiekłyśmy jakiś milion – opowiadają i dodają, że uwielbiają gotować też z kaszą.
Czytaj więcej: Indyk w szlafroczku i różowa koza. Kulinarne show kół gospodyń wiejskich
Mają wielkie plany. Trzeci festiwal w szkole rolniczej ma być jeszcze lepszy niż drugi. Ma być pieczenie chleba, pokaz wyrabiania ciasta.
– Czy to nam się uda? Czy wymyślimy coś jeszcze? Nie wiemy, ale wiemy jedno – chcemy uczyć się, uczyć, uczyć – kończą.
Karolina Kasperek
