StoryEditorWiadomości rolnicze

Schronisko dla sprzętów niechcianych

17.02.2017., 13:02h
Maszyny i narzędzia rolnicze, krzyże, stroje ludowe, gigantyczne palmy wielkanocne, kołowrotki, kosze, wycinanki, malowidła, ule, naczynia kuchenne, bursztyny, koronki i tysiące innych przedmiotów używanych na co dzień i od święta, typowych i unikatowych w kurpiowskiej tradycji oraz obyczajowości obejrzeć można w Muzeum Kurpiowskim w Wachu. Jego kustoszami i założycielami są Laura i Zdzisław Bziukiewiczowie – twórcy ludowi i miłośnicy regionu.

Za niskim płotem w gospodarstwie leżącym – jak to na Kurpiach Zielonych – z dala od drogi widać obok zabudowań żelazne krzyże.

– Znaleźliśmy je na złomowisku. Wzięliśmy do siebie. Niektóre pochodzą z XIX wieku. To przecież dzieła sztuki kowalskiej, zabytki. Musieliśmy je ocalić – wyjaśnia Laura Bziukiewicz, współwłaścicielka prywatnego Muzeum Kurpiowskiego w Wachu.

Z miłości do tradycji

Zwiedzającym Bziukiewiczowie udostępnili to miejsce w 2009 roku. Ale zbiory gromadzone są od ponad kilkudziesięciu lat.

– Mąż ma naturę zbieracza. Koło żadnego sprzętu nie przejdzie obojętnie – mówi pani Laura.

Tym bardziej obok przedmiotów wytwarzanych ludzką ręką. Ten ogromny szacunek do pracy to wynik profesji, jaką od kilkudziesięciu lat zajmuje się pan Zdzisław – jest twórcą ludowym. Specjalizuje się w obróbce bursztynu.



Na Kurpiach są ogromne pokłady tego cennego biżuteryjnego kruszcu, więc bursztyniarstwo jest od wieków tradycyjnym kurpiowskim rzemiosłem artystycznym. Jego obróbką od pokoleń zajmuje się także rodzina pana Zdzisława. On sam nie tylko kontynuuje tradycję, ale również zajmuje się popularyzacją kurpiowskiego bursztyniarstwa. Początkowo organizował warsztaty w domach kultury, szkołach i muzeach, a w 2003 roku wraz z żoną zaczął prowadzić warsztaty w domu. W tej chwili wykłady, szkolenia i spotkania edukacyjne to – poza ogromnymi, niemal bezcennymi zbiorami – specjalność tego wyjątkowego muzeum.

Oferta przygotowana jest dla różnych grup wiekowych. Są więc zajęcia dla przedszkolaków, uczniów i osób dorosłych. Wszystkie warsztaty prowadzą państwo Bziukiewiczowie i w ten sposób dzielą się wiedzą i umiejętnościami typowymi dla Kurpiów. Odwiedzający muzeum mogą zatem spróbować swoich sił w poszukiwaniu, wykopywaniu i obrabianiu bursztynu. Przygotowano również plan praktycznych lekcji, m.in. z szydełkowania, wycinania, wytwarzania papierowych ozdób, np. tradycyjnych wielkanocnych palm czy okolicznościowych kart. Chętni mogą również zmierzyć się z pracami rolniczymi, tj. tradycyjnym koszeniem oraz młóceniem zbóż. Zainteresowanym gastronomią proponowane są zajęcia kulinarne z regionalnej kuchni.

Ratują życie sprzętów

Między rzędami krzyży wije się wąska wydeptana w śniegu ścieżka. Prowadzi do drewnianej wiaty, w której schronienie znalazły się zabytkowe maszyny rolnicze. Jest ich kilkanaście, a wśród nich młockarnie, sieczkarnie, pługi, brony i ciągniki. Najstarsze pochodzą jeszcze z XIX wieku.

– Część z nich znaleźliśmy na złomowisku, inne przynieśli nam mieszkańcy z sąsiednich gospodarstw, którzy dowiedzieli się o naszej pasji i zależało im, by pamiątki po dziadkach trafiły w dobre ręce – wyjaśnia pani Laura, która dokładnie zna niemal wszystkie historie znajdujących się w muzeum sprzętów.

Państwo Bziukiewiczowie starają się doprowadzić sprzęty i narzędzia do użytku. Bo z ich wykorzystaniem prowadzone są edukacyjne zajęcia, głównie te związane z ginącymi zawodami.



– Samo oglądanie przedmiotów niewiele mówi współczesnemu człowiekowi, zwłaszcza młodemu, mieszkającemu w mieście, który o pracy na roli i w dawnym gospodarstwie wiejskim ma nikłe pojęcie. Stąd potrzeba realizowania praktycznych zajęć i warsztatów. Dopiero żywe obcowanie ze starym sprzętem, poznanie pracy przy jego użyciu daje okazję do poznania prawdziwego dawnego życia na Kurpiach – przekonuje pani Laura.

Na co dzień to ona oprowadza po muzeum gości. Zadaniem jej męża jest powiększanie zbiorów. Obecnie w muzeum jest około 5 tys. skatalogowanych eksponatów.

Tradycyjne kurpiowskie stroje ludowe pani Laura dostała od koleżanki, po śmierci jej teściowej. Były w jej rodzinie od lat. Wiedziała, że gdy tu trafią, będą miały godne dożywocie.



– Jednych to miejsce zachwyca. Innych rozczarowuje, ale to, co mnie najbardziej w tej pracy cieszy, to możliwość obcowania z historią. Zdarza się, że przychodzą do muzeum ludzie, którzy oddali do nas swoje pamiątki. Chcą zobaczyć, jak im się teraz żyje. Są wdzięczni za uratowanie im życia – podsumowuje.

Dorota Słomczyńska

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
29. kwiecień 2024 02:58