Ewa przed drewnianym domkiem pełnym wiklinowych mebli. Tutaj Ewa z mężem przyjmują uczestników warsztatów plecionkarskichKarolina Kasperek
StoryEditorŻycie wsi

To największa w Polsce uprawa wikliny. Z ilu krzaków rolnicy robią 1 koszyk?

07.06.2025., 11:00h

Ewa Świątkowska-Papińska jest czwartym pokoleniem, które plecie wierzbowe witki. Uprawa wikliny należąca do jej rodziny jest największą w Polsce. Ewa z mężem wyplatają, sprzedają, ale też szkolą nowych plecionkarzy i organizują lekcje poglądowe dla dzieci i młodzieży. Robią wszystko, by ocalić plecionkarskie rzemiosło. Niektóre z ich wyrobów to prawdziwa sztuka.

Koszyk do auta, na zakupy i dla kota. Jak koszyki z wikliny wracają do łask

Na zdjęciach to przedwojenni plecionkarze, ale czescy. Zdjęcia wzięliśmy z Narodowego Archiwum Cyfrowego. Nie ma zgrzytu, bo mamy na tyle duże gospodarstwo, że uprawianą u nas wiklinę sprzedajemy też plecionkarzom za granicę. Mamy pokazowe koszyki z pałki wodnej, czyli rogożyny, ale sztuka ich wyplatania zaraz zaniknie. W Polsce jest dziś już tylko kilka osób, które potrafią taki wypleść. Z wyrobami wiklinowymi nie jest lepiej – mówi Ewa Świątkowska-Papińska, pokazując zdjęcia na ścianach i kosze w magazynie w ich gospodarstwie, i dodaje, że teraz importuje się z Azji sporo zamienników materiałów plecionkarskich, co nie sprzyja rodzimemu wikliniarstwu.

image
Ewa najbardziej lubi najprostsze koszyki. Nie ukrywa, że takich też najwięcej sprzedaje. Wyroby znajdziecie na stronie polskieplecionkarstwo.pl
FOTO: Karolina Kasperek

W magazynie koszy zatrzęsienie. Owalne, takie, z którymi chodziło się po bułki w PRL-u. Prostokątne, do większych zakupów, i okrągłe z rączką, do ziemniaków. Szerokie jak taca do drewna i wąskie w stylu torebki, z dwiema małymi rączkami. Takie świetnie się nadadzą do samochodu do wstawienia za siedzeniem kierowcy albo pasażera. Można wtedy w takim bezpiecznie przewieźć szklane butelki z rozmaitymi płynami.

Kosze dla zwierząt na rower i legowiska dla psów i kotów. Kocie transportery i gazetniki.

Od rachunkowości do plecionkarstwa – jak historia kobiety, która zmieniła wszystko

Swoje wyroby sprzedają w gospodarstwie w Chrustach, ale też na jarmarkach i targach. Ewa mówi, że nie wszystko da się zobaczyć w Internecie i nie ma to jak sprzedaż bezpośrednio klientowi.

Ludzie kupują i chodzą na zakupy z naszymi koszykami. Koszyk ma zaletę, bo ma limit – nie kupimy więcej, niż potrzeba. Zmieniają się mody, kolorystyka, ale do święconki tylko z wiklinowym – mówi Ewa i prowadzi na pole, opowiadając o dzieciństwie i początkach pasji.

image
Ewa przed drewnianym domkiem pełnym wiklinowych mebli. Tutaj Ewa z mężem przyjmują uczestników warsztatów plecionkarskich
FOTO: Karolina Kasperek

Urodziła się w Milanówku pod Warszawą. Tym, który słynął z jedwabnych apaszek. Całe dzieciństwo mieszkała we wsi Leszno koło Warszawy. Wikliniarstwem i plecionkarstwem na gospodarstwie w Lesznie zajmowali się już pradziadkowie Świątkowscy, czyli ze strony taty.

Pradziadkowie mieli pole, sadzili wierzbę, uczyłam się przy nich. Od zawsze mnie to interesowało. Skończyłam liceum handlowe w Warszawie, potem zaczęłam tam studia – rachunkowość i finanse. Z mężem szukaliśmy nowego kawałka ziemi pod kolejną plantację i znaleźliśmy w Chrustach, więc studia kończyłam, już po przeprowadzce, w Koninie. Przy Izbie Rzemieślniczej zdałam w 2008 roku egzamin czeladniczy w zawodzie koszykarz-plecionkarz. Z mężem jesteśmy też członkami Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Lublinie i współzałożycielami Stowarzyszenia Polskich Plecionkarzy – jednego z dwóch największych tego typu stowarzyszeń – mówi Ewa.

Dodaje, że dziś plecionkarstwem i wikliniarstwem zajmuje się też jej trzech braci, a ich plantacje o powierzchni 80 ha w Lesznie, w Chrustach i w gminie Nowa Sucha w okolicach Sochaczewa czynią ich prawdopodobnie największym wiklinowym gospodarstwem w Polsce.

80 hektarów wikliny – największe takie gospodarstwo w Polsce

Tam, gdzie stoimy, rośnie właśnie wierzba amerykanka. Ma dopiero 15 cm. Będzie tak rosła do końca listopada, aż spadną z niej liście, Papińscy będą wtedy ją kosić. Wiklinę trzeba pielęgnować, co roku ścinać, żeby była ładna, równa, prosta i nadawała się do plecenia. Kawałek dalej – wierzba purpurowa. Obok, pod plandekami, leży sezonowana właśnie wiklina ze żniw zimowych, choć wyplatać można też ze świeżo zebranej rośliny.

Plantacje może wydają się duże, ale wartość plecionkarską ma może jedna trzecia zbioru. Reszta to odpady. Poza tym każda jedna witeczka musi przejść przez ludzkie ręce – przy sadzeniu, sortowaniu, a potem wyplataniu. Tego klienci, niestety, nie widzą. Oglądają gotowy produkt, w którym nie widać całej tej roboty wokół uprawy i zbioru. Koszyk średniej wielkości kosztuje około 80 zł, ale gdyby liczyć całą tę wcześniejszą pracę, musiałby tak naprawdę kosztować dwa razy tyle. Gdyby tyle można było za niego dostać, może więcej ludzi miałoby motywację do uprawy czy wyplatania – mówi Ewa i dodaje, że produkty z wikliny z Chin są, niestety, dużo tańsze, choć jakościowo ta wiklina przegrywa z polską.

image
Ewa Świątkowska-Papińska na polu z wiklina purpurową. Jesienią witki będą gotowe do zbioru
FOTO: Karolina Kasperek

Brakuje szkół i młodych plecionkarzy

Po drodze Ewa pokazuje kosiarkę do wikliny i kocioł do jej gotowania, kiedy chcemy witki okorować. Po drodze znów sterta sezonowanej wikliny i drewniany domek, w którym Ewa z mężem przyjmują szkoły i zorganizowane grupy na warsztatach plecionkarskich. Pod ścianami wiklinowe fotele, stołki, krzesła. Te ostatnie w ciemnozielonym kolorze, czyli konserwowane, bo wiklina po kilku latach tego wymaga. Ewa ma sentyment do oryginalnego jej odcienia, ale ciemna zieleń nadaje krzesłu szlachetności.

Od 2016 roku jesteśmy członkiem ogólnopolskiej Sieci Zagród Edukacyjnych. Przyjeżdżają do nas lokalne szkoły, ale też jako zagroda jeździmy po szkołach. Odwiedzamy z warsztatami koła gospodyń. Program dostosowujemy w zależności od budżetu klientów, ale zwykle są to 3 do 5 godzin. Od osoby jest to od 100 do 180 zł, ale my przywozimy wszystkie materiały i przybory, a uczestnicy zabierają ze sobą swoje wyroby, więc to dobra cena.

Ludzie są zaskoczeni, ile potrafią zrobić podczas pierwszych zajęć. A najbardziej zaskakuje mnie młodzież. Gdyby istniały jakieś programy rządowe wspierające plecionkarstwo, byłoby skąd brać narybek. Młodzi są bardzo zdolni. Chcielibyśmy ich uczyć, bo plecionkarzy coraz mniej. Uczymy starszych wyplatania w ramach hobby. Młodzi natomiast mogliby się uczyć jako zawodu. Dziś nie musieliby zakładać plantacji – inni mogą się tym zajmować i dostarczać wiklinę. Nie każdy musi być rolnikiem. Chodzi o to, żeby istnieli plecionkarze. Obecnie dąży się do rozdzielenia tych dwóch profesji – wikliniarstwa i plecionkarstwa. Bo w Polsce jest jeszcze ileś gospodarstw, w których uprawia się wiklinę, ale prawie nie ma plecionkarzy – mówi Ewa.

image
Sezonowanie wikliny to podstawa. Surowiec jest wtedy dużo bardziej plastyczny, ale tez bardziej odporniejszy
FOTO: Karolina Kasperek

Dziś plecionkarstwa właściwie już się w szkołach nie uczy. Tylko w dwóch – w Łowiczu i w Jaworze – od dziesięciu lat szkoli się plecionkarzy w formie kursu kwalifikacyjnego. Dzięki tym dwóm szkołom plecionkarstwo w Polsce jakoś odżyło. Nie ma takich kursów w wikliniarskich zagłębiach, jak wielkopolski Nowy Tomyśl czy Podkarpacie.

Czy polska wiklina trafi na listę UNESCO?

Ewa z mężem wyplatają nie tylko koszyki i wózki dla lalek, ale też płoty, które świetnie się sprawdzają jako odporne na warunki atmosferyczne ogrodzenia, czy instalacje w przestrzeniach parkowych – domki, zwierzęta. Na ich podwórku stoją wiklinowa żyrafa i grzyb. Ale też specjalnie formowana wierzba w doniczce. Witki plecie się w formie pionowej tuby, która na szczycie dosłownie rozgałęzia się i tworzy formę zielonego drzewka. Taką wierzbę przycina się co roku. Można trzymać ją w donicy, można też przesadzić do gruntu. Ulubioną wikliną Ewy jest wierzba purpurowa, a ukochaną formą – koszyk. Okrągły, prosty, użytkowy.

image
Chrustowscy plecionkarze wykonują nie tylko małe formy, ale tez większe, które później zdobią parki i ogrody. Wiklinowe "drzewko" to świetny pomysł na udekorowanie małej przestrzeni
FOTO: Karolina Kasperek

Tradycje plecionkarskie w Polsce zostały zgłoszone dzięki Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego do Listy Reprezentatywnej Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego Ludzkości UNESCO. Wniosek zgłoszono dwa lata temu, w grudniu tego roku poznamy wyniki.

My tytułujemy się „depozytariuszami tradycji”. Taki wniosek wpłynął tylko z Polski. A Polakom już się udało – na liście reprezentatywnej są między innymi kwietne dywany ze Spycimierza pod Uniejowem w Łódzkiem i polonez jako tradycyjny polski taniec – mówi plecionkarka.

Z mężem doczekali się kilku­nastu nagród, w tym certyfikatu Marka Wielkopolska, który otrzymali w 2023 roku. Przyznaje się go firmom, które z sukcesem sprzedają za granicę. Puchary i dyplomy teraz trafiają też do rąk Filipa – syna Ewy i Grzegorza.

image
Od lat rodzina Papińskich zdobywa dyplomy, certyfikaty i puchary za świetną jakość wyrobów, ale też wyniki w sprzedaży za granicę
FOTO: Karolina Kasperek

Karolina Kasperek

image
Kobiety na wsi

„Chłopki” wreszcie docenione. Oto, co naprawdę potrafiły kobiety ze wsi

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
16. czerwiec 2025 15:02