KGW Lawenda Widuchowa nie mają czasu na nudę


Już potrafią napisać projekt w konkursie z dotacjami od marszałka województwa. Ale czują, że na Fundusz Inicjatyw Obywatelskich – popularne FIO – jeszcze je nie stać. Mówią, że rozmowa z nami zainspirowała je. A my podsunęliśmy im pomysł na kolejne działanie. Tak pierwsze kroki stawia KGW Lawenda z Widuchowej pod Gryfinem.
Zarejestruj się, i zaloguj aby przeczytać kolejne 3 artykuły.
Wszystkie przeczytasz dzięki prenumeracie lub kupując dostęp.
Z artykułu dowiesz się:
- Jakie były początki Koła Gospodyń Wiejskich Lawenda?
- Jakie warsztaty i inicjatywy zrealizowało już koło
- Jakie projekty do zrealizowania marzą się gospodyniom?
r e k l a m a
Wcześniej była nuda, teraz jest KGW Lawenda
– Wcześniej były nudy. A teraz coś się wreszcie dzieje, przychodzi do nas nawet dużo młodych dziewczyn – zaczyna Ewa.
Dwa razy zawiązane
– Koło powstało, ale przez rok nic się właściwie nie działo. Oczekiwałyśmy więcej, bo możliwości są duże. Ale zarząd nie korzystał z nich. W czerwcu wybraliśmy nowy, zostałam nową przewodniczącą. I przez te dwa miesiące od lipca zrobiłyśmy więcej niż wydarzyło się przez poprzednie dwanaście – opowiada Iza.
Piszmy projekty!
r e k l a m a
– Chodzimy z kijami po okolicy. Zauważyłyśmy, że tam, gdzie są bardzo nasłonecznione miejsca, rośnie lawenda. A ona nie potrzebuje specjalnej pielęgnacji, więc zdecydowałyśmy, jeszcze przed założeniem koła, że zrobimy z niej nasadzenia na klombach we wsi. I tak się to udzieliło jakoś kołu – mówi Danuta.
O tym, jak może działać koło, dowiedziały się trochę od sąsiadek z Krzywiny, w której działało już koło "Szafir" i trochę od koleżanki, która pracuje w ARiMR. Dowiedziały się, że będą pieniądze z dotacji, a one akurat mogą dostać aż 4 tys. zł wsparcia. Ale też, że mogą sprzedawać swoje produkty i zarabiać na cele koła, a nawet pisać wnioski o dotacje. Ale nigdzie nie dowiedziały się jak to robić. A one miały na to apetyt.
– Od dawna działam w klubie sportowym i widzę, że jest dużo tych możliwości. Z projektu przeprowadziłam te warsztaty "Babskie sprawy". Była nie tylko coach, ale i brafitting – dopasowywanie biustonoszy, warsztaty z makijażu, świąteczne i spotkanie z motywatorką dietetyczną. Przy robieniu stroików był szał. I kiedy przejęłam koło, zrobiłam to samo – ruszyłam z wnioskiem o dotację do marszałka. Wiem, że są dotacje dla początkujących organizacji w Funduszu Inicjatyw Obywatelskich, ale w FIO jeszcze się nie bawię. To za chwilę – opowiada Iza.
Niech korzystają inni!
Już odbyły się warsztaty z kompozycji kwiatowych na nagrobki i z robienia aniołów z masy powertex. Możliwościami masy były zachwycone. Wszystko musi się przekładać na jakieś korzyści dla społeczności. Więc już wymyśliły, żeby anioły sprzedać na aukcji charytatywnej z myślą o bardzo młodej i bardzo chorej mieszkance Widuchowej.

- Członkinie Lawendy Widuchowa tuż po pierwszych warsztatach z pierwszego napisanego przez koło projektu
Za chwilę czekają je warsztaty z makramy, a potem z tworzenia lasu w słoiku. Te drugie poprowadzi znajoma kwiaciarka. A w grudniu będą robić stroiki bożonarodzeniowe.
– Ale mamy apetyt na coś więcej. Na wiosnę chcemy coś z Wielkanocą, myślałam też o drugim etapie makram – makramy na kwiaty. I może scrapbooking. Nauczyłybyśmy się jak robić kartki okolicznosciowe z efektem przestrzennym. A potem serwetki, robienie na drutach i wiklina – sołtyska snuje dalekosiężne plany.
W baraku poszalejemy

Ten produkt może Ciebie zainteresować
Jak przyrządzić smaczną wołowinę. Poradnik z przepisami

– Wójt już obiecał nam, radzie sołeckiej i stowarzyszeniu "Nadodrzańskie klimaty" z naszej wsi przekazanie murowanego baraku, ktory stoi na działce gminnej. Ma ok. 100 m2 Był tam kiedyś zakład gospodarki komunalnej. Nasze sołectwo uczestniczy w Lokalnym Programie Rewitalizacji, w którym dotacja sięga 18 tys. zł. Zgłosiliśmy sześć projektów, a jednym z nich jest rewitalizacja baraku. Za to wyremontujemy ściany i podłogę. A na urządzenie przeznaczymy pieniądze ze wsparcia z Agencji, ze sprzedaży na kiermaszach i ze zrzutek - opowiadają.
A w baraku to już poszaleją. Ma być wspólne gotowanie, a potem myślą, żeby stworzyć swoją flagową potrawę i ją promować. Od słowa do słowa okazuje się, że, nawet o tym nie wiedząc, zrobiły już pierwszy ważny krok w tym kierunku.
– Zapisałyśmy się ostatnio na warsztaty dla kół organizowane przez Europejski Fundusz Rozwoju Wsi Polskiej. Z czego? Sprawdzam... Z produktu lokalnego. To nam pomoże znaleźć naszą lokalną potrawę?? To cudownie! – mówi Iza, która nie może się nadziwić temu zbiegowi okoliczności.
Mają ku temu wszelkie szanse, a ja uzmysławiam im, że nawet podwójne. Bo same są potomkami przesiedleńców, ale i osób narodowości niemieckiej, które zamieszkiwały kiedyś te tereny. Mogą więc szukać receptur, które łączą obie tradycje – niemiecką i kresową. Widzę w małych okienkach na ekranie duże poruszenie. Dziewczyny przypominają sobie, że gotują tak, jak gotowała babcia czy ciotki. Ale z warsztatami pomagającymi odkryć swoją tradycyjną potrawę muszą z powodu pandemii poczekać do wiosny.
Zdjęcie: Karolina Kasperek