Cięcia w WPR
Kiedy najlepiej przedstawić projekt drastycznego ograniczenia budżetu Wspólnej Polityki Rolnej? Oczywiście w żniwa, kiedy rolnicy zajęci są zbiorami. Zboże pomłócili już Grecy, Sycylijczycy i Hiszpanie, ale oni nie stanowią o sile europejskiego rolnictwa. Termin w środku lipca jest więc bezpieczny, nie da się w okresie wzmożonych prac polowych sparaliżować Europy protestami jak na początku 2024 r.
Plan opracowany w Brukseli jest szatański. Z jednej strony bowiem nakłada się na barki rolników nowe obciążenia związane z klimatem i dobrostanem zwierząt, a z drugiej, obcina wydatki na rolnictwo. Do tego wszystkiego trzeba dodać otwieranie granic na import żywności. Skumulowany efekt może być, zwłaszcza dla gospodarstw z Europy Zachodniej, zabójczy. W polskim rolniczym krajobrazie dominują bowiem typowe gospodarstwa rodzinne. Pracują w nich całe rodziny, obszarowo nie są zbyt duże, nikt nie liczy kosztów pracy dziadków, rodziców i dorastających lub dorosłych dzieci. Oczywiście sytuacja wygląda inaczej, gdy tych rąk do pracy brakuje. Na Zachodzie gospodarstwa to przedsiębiorstwa, o których przetrwaniu decyduje rachunek ekonomiczny, a nie przywiązanie do ojcowizny. Jeśli produkcja przynosi straty, to trzeba z niej zrezygnować i szukać innego zajęcia.
Bruksela już dawno straciła serce do rolnictwa. Na płatności bezpośrednie w ciągu siedmiu lat wydaje ponad 390 mld z budżetu wynoszącego 1,2 bln euro. W kolejnej 7-latce chce wydać o 90 mld euro mniej, choć cały budżet wzrosnąć ma do 2 bln euro. Nadwyżka pójdzie na sfinansowanie zielonego szaleństwa.
Nikt tam nie wchodzi w szczegóły, że w ciągu tych siedmiu lat siedem razy są żniwa, siedem albo i siedemdziesiąt siedem razy mogą przydarzyć się jakieś klęski, że na poszczególnych rynkach (mleka, wieprzowiny, zbóż) mogą być w tym czasie dwa albo i trzy poważne kryzysy, że po Europie grasują choroby zwierząt, wreszcie, że ziarno zbiera się raz w roku. Nie produkuje się go w maszynach, które można dokupić i zwiększyć produkcję. Zapomnieli też, że obecny system dopłat został pomyślany jako rekompensaty za niskie ceny skupu płodów rolnych. Dzięki temu ceny nie rosną a inflacja, a co za tym idzie, także stopy procentowe, są niskie i cała gospodarka może się szybciej rozwijać.
Komisja Europejska chce utworzyć fundusz na rzecz zrównoważonego dobrobytu i bezpieczeństwa
Do jednego worka wrzuci pieniądze na rozwój regionalny, handel emisjami, wydatki na obronność i rolnictwo. Czeka nas więc redukcja dopłat. Ci, którzy otrzymują od 20 do 50 tys. euro dopłat rocznie, stracą 25% i dalej konsekwentnie, co 25 tys. euro, redukcja o kolejne 25%, aż do zera dla gospodarstw otrzymujących 100 tys. euro. Przykładowo, w Niemczech jedno gospodarstwo otrzymuje w dopłatach średnio ok. 25 tys. euro rocznie (6,3 mld euro na 255 tys. wniosków). W Polsce to 20 tys. złotych (19,3 mld zł na 956 tys. wniosków), więc większości gospodarstw ta redukcja specjalnie nie zagraża. Ale stracą najwięksi, którzy stanowią o produkcji zbóż, rzepaku i kukurydzy w Polsce. Czy będą w stanie skutecznie konkurować z niemieckimi i francuskimi farmami, w które inwestowano od trzech pokoleń, a ich znacznie bogatsze państwa w razie potrzeby wesprą je 2–3-procentowymi kredytami, dla nas nieosiągalnymi?
Niestety, 80 lat bez wojny i głodu w Europie utwierdziło decydentów w przekonaniu, że Unia się wyżywi. Jeśli nie własną żywnością, to przywiezioną z Ameryki Południowej, Ukrainy, Rosji, Nowej Zelandii czy Australii. Kryzys związany z wojną w Ukrainie okazał się zbyt krótki, aby nauczyć Brukselczyków rozumu. Na dodatek, wojny handlowe Donalda Trumpa przyspieszają proces otwierania europejskiego rynku na importowaną żywność, bo Unia siłując się z Waszyngtonem znajduje sojuszników zawierając umowy o wolnym handlu.
Zapaść europejskiego rolnictwa
Jeśli spojrzeć na całość europejskiego rolnictwa i politykę rolną, to propozycje idą w bardzo złym kierunku. Mniej pieniędzy na rolnictwo to mniejsza sprzedaż środków produkcji. A po zapowiedzianej likwidacji drugiego filaru WPR, dodatkowo spadnie sprzedaż maszyn, ciągników, części zamiennych. Takie podejście wzmocni trend zmiany nowoczesnej i wydajnej gospodarki żywnościowej w techniczny skansen. Symbolem proponowanej reformy WPR będą zielone (w różnych odcieniach), czerwone i niebieskie ciągniki pracujące w naszych gospodarstwach przez 30–40 lat i dłużej, bo rolników nie będzie stać na wymianę zużytego sprzętu na nowy. Będą mogli za to kupić sobie dotowane samochody elektryczne. Tylko, że elektrykiem gnoju nie wywieziesz.
Paweł Kuroczycki
fot. red TPR
