StoryEditorInterwencja

Brak uczciwych ubezpieczeń od suszy

27.06.2016., 12:06h
Wielu rolników od ponad roku musi prowadzić swoje uprawy w stanie permanentnego niedoboru wilgoci. Problemy z opadami występują od ubiegłej wiosny i praktycznie trwają do dziś. Tak jest w przypadku naszego Czytelnika, który twierdzi, że susza wyrządziła w uprawach zbóż i kukurydzy nieodwracalne straty. Jego zdaniem, tylko powszechny systemu ubezpieczeń rolnych oraz racjonalizacja przepisów, według których IUNG ogłasza suszę, mogą uratować tysiące rolników gospodarujących na najsłabszych gruntach.

Na Kujawach i Pomorzu anomalia pogodowe zdają się nie mieć końca. W zeszłym roku susza spustoszyła uprawy zbóż już podczas wiosny. Potem plantacje ziemniaków, buraków i kukurydzy zostały zdziesiątkowane przez sierpniowe saharyjskie upały. To jednak nie koniec, ponieważ ciepła jesień spowodowała, że wegetacja roślin trwała do początku stycznia. Nie zdołały się one zahartować i wystarczyło kilka dni mrozów bez okrywy śnieżnej, aby wymarzło około 50% plantacji zbóż ozimych i kukurydzy. Okazuje się, że to nie koniec pogodowych nieszczęść. Wiosna jest sucha. W niektórych regionach województwa, zwłaszcza tam gdzie występują słabsze gleby, brak wody wywołał już wymierne straty. Plony będą niższe.

Marek Kłodziński ze wsi Więzowno w gminie Koronowo (pow. bydgoski) posiada 25 ha gruntów, na których uprawia kukurydzę na kiszonkę, łubin, pszenżyto, pszenicę, jęczmień oraz ziemniaki. Dysponuje także kilkoma ha użytków zielonych na potrzeby hodowli bydła opasowego, którego ma 40 sztuk. W płodozmianie posiada kukurydzę, która jest dosyć późno zbierana, dlatego mimo słabych gleb zmuszony jest do uprawy odmian jarych jęczmienia. Na naszych łamach gościł w nr. 25 TPR w ubiegłym roku.
– Mam ziemie słabej bonitacji jest to IV, V a nawet i VI klasa. Nie oznacza to, że nie można na niej prowadzić normalnej produkcji roślinnej. Kiedy opady deszczu są w normie z V klasy zebrałem
8 ton pszenżyta i prawie 5 ton owsa. W tym roku zaczynam się zastanawiać czy w ogóle będzie, co zbierać – mówi Marek Kłodziński.

Seria zjawisk

To co się dzieje na jego polach jest spowodowane sumą nieszczęśliwych zdarzeń pogodowych przez ostanie 1,5 roku. Zboża ucierpiały z powodu suszy wiosną. Potem upały wysuszyły niemal na popiół kukurydzę, która jest cennym źródłem kiszonki dla popasów. Utrudnione były jesienne wschody zbóż i rzepaku z powodu ograniczonych zasobów wilgoci. Na szczęście długo było ciepło, więc obsada i stan roślin były w normie. Było to jednak szczęście tylko chwilowe, ponieważ plantacje nie zdążyły się zahartować. Kilka dni mrozu w styczniu zdziesiątkowało uprawy.
– Niestety, w tym roku jest jeszcze gorzej. Na słabych glebach zboża usychają. Podobnie jest z kukurydzą. Klęska z przymrozkami nie stanowiła wielkiego problemu. Przezornie można było się ubezpieczyć od złego przezimowania. Otrzymałem już odszkodowanie za plantacje, które po zimie wypadły. Jednak od suszy niema uczciwego ubezpieczenia. To co oferują obecnie ubezpieczyciele jest po prostu nieopłacalne. Nie chodzi tu wyłącznie o absurdalnie wysokie koszty i fakt, że z tego powodu nie ma dopłaty do składki z budżetu państwa. W ostatnich miesiącach wszyscy mówimy o IUNG w Puławach, który stan suszy ogłasza. Te dane nie zawsze są wiarygodne i nie pokrywają się z rzeczywistością. Obecnie mamy taką pogodę, że pada w jednym końcu wsi a na drugim końcu jest sucho – opowiada Kłodziński.

Rolnik na potwierdzenie swych słów podał nam wysokość plonów, jakie uzyskał w swoim gospodarstwie. Owies dał mu 1,5 t/ha, pszenica 4 t/ha, pszenżyto 1 – 3 t/ha a jęczmień 3 t/ha. Najgorzej było z kukurydzą. Uzyskał około 20 t zielonej masy z ha. Zwykle 2,5 ha plantacja zapewniała mu ilość kiszonki, która starczała do sierpnia następnego roku. Podczas ostatnich zbiorów uzyskał o około 70% sieczki mniej. Kiszonka już się skończyła, gdyby nie zakup wysłodków z pobliskiej cukrowni, które przy okazji zdrożały o 100%, nie miałby czym żywić byków.

Tegoroczny brak wody już wyrządza straty. Rolnik zebrał o około 30% mniej trawy z użytków zielonych. Źdźbła zamiast odrastać i pracować na drugi pokos bardziej przypominają ściernisko niż przyszłe źródło paszy dla zwierząt. Problemy z suszą naszego Czytelnika opisywaliśmy w ubiegłym roku.
– Mam nadzieję, że zajmiecie się sprawą w tym roku ponownie i zadziałacie jak rok temu, bo po waszej interwencji ogłosili suszę i powołali komisję. Dostałem rok temu pomoc suszową. Bardzo się przydała na zakup pasz objętościowych. Ten rok nie zapowiada się lepiej. Obecnie mamy wysoką temperaturę i co gorsza, silny wiatr, który robi prawdziwe spustoszenie. Jedyna nadzieja w „Tygodniku Poradniku Rolniczym”, że nagłośnicie sprawę i Warszawa jakoś może zareaguje i pomoże najbardziej poszkodowanym rolnikom. Wiem, że szykują nową ustawę, lecz ma ona wejść od stycznia 2017 r. Miejmy nadzieje, że będzie ona przygotowana z głową i uwzględni obecne realia pogodowe – zwrócił się do nas Marek Kłodziński.

Deszcz niesprawiedliwy

– Deszczomierz u siebie na podwórku postawiłem 1 marca. Od tego momentu przez cały miesiąc spadło u mnie 10 mm deszczu, w kwietniu 32,5 a w maju 16. W czerwcu jeszcze nie padało. Prowadzę specjalistyczne gospodarstwo nastawione na produkcję materiału siewnego. W zbożach stosuje pełne nakłady ze środków z najwyższej półki. Najgorsze jest to, że u mnie praktycznie nie pada. Jednak u sąsiadów dwa kilometry dalej jak przyjeżdżam to mam wrażenie, że jestem na depresyjnych rejonach Holandii, tak zielono. Pogoda nie jest sprawiedliwa. W jednych miejscach pada a w innych susza trawi uprawy – mówi Stanisław Kulwicki, rolnik z nadwiślańskiej wsi Borówno w powiecie chełmińskim.

Rolnik od wielu lat podczas spotkań rolniczych związków z przedstawicielami samorządu województwa, ministerstwa rolnictwa oraz wojewody namawia rządzących do wprowadzenia obowiązkowego systemu powszechnych ubezpieczeń. Każdy ha uprawy powinien według niego być objęty polisą na wypadek pogodowych katastrof. Jednak jego pomysły nie spotykały się do tej pory z entuzjazmem ze strony ministerstwa rolnictwa. Zwykle słyszał, że ciężko byłoby objąć powszechnym ubezpieczeniem wszystkich rolników i całość upraw rolnych.
– Uważam, przeciwnie. Można by stworzyć prosty system poboru składek. W agencjach rolnych pracują setki ludzi. Wystarczyłoby, że z dopłat obszarowych płaconych do każdego hektara potrącaliby określony % przeznaczany na składki ubezpieczeniowe. Do nich niech dokłada się budżet, który przecież już partycypuje w kosztach polis upraw zawieranych dobrowolnie. W skali całego kraju taki system nie musiałby być drogi – proponuje Kulwicki.
Jego pomysł znalazłby entuzjastów wśród wielu rolników już ciężko doświadczonych przez wiosenne braki opadów. Chcą oni jednak, aby obowiązkową ochroną ubezpieczenia objęte zostało ryzyko suszy, dla której polisę można w tej chwili wykupić tylko teoretycznie.
– Chcę spokojnie planować produkcję roślinną. Chętnie 10–15% dopłat obszarowych pozostawiałbym w ARiMR pod warunkiem, że gwarantowałoby to ochronę upraw od szkód pogodowych, w tym także od suszy – zapewnia Marek Kłodziński.

Większa dopłata

Rolnicy zgodnie twierdzą, że niezbędna jest nowelizacja przepisów, według których IUNG ogłasza suszę. Według nich, one całkowicie nie oddają rzeczywistości i są jedynie małowartościowymi wyliczeniami akademickimi o wątpliwej wartości naukowej.
– Najbliższa stacja IUNG od mojego gospodarstwa oraz deszczomierz jest oddalony o 70 km. To w żadnym stopniu nie jest naukowe podejście w wyliczaniu suszy. Taki pomiar powinien prowadzić w każdej wsi sołtys, który dane następnie wysyłałby do Puław – uważa Kulwicki.
Póki co rząd nie pracuje nad wprowadzeniem systemu powszechnych i obowiązkowych ubezpieczeń upraw rolnych. Nowelizowana jest jedynie już obowiązująca ustawa.

W Sejmie na początku czerwca pracowano nad projektem nowelizacji ustawy o ubezpieczeniach upraw rolnych i zwierząt gospodarskich. Przewiduje on sięgające do 65 proc. dopłaty do składki ubezpieczeń dla rolników oraz znaczące zwiększenie dotacji z budżetu na ten cel. Ministerstwo rolnictwa proponuje podniesienie stawek taryfowych, uprawniających producentów rolnych do dotacji z budżetu państwa z 3,5 i 5% do 9% sumy ubezpieczenia w przypadku gleb IV klasy, 12% V klasy i 15% VI klasy. Projekt przewiduje też wprowadzenie preferencji z tytułu zawierania przez producenta rolnego umowy na pakiet ryzyk, do których stosowana jest dopłata. Proponowane są stawki dopłaty do 65% składki – a więc 35% pokrywałby rolnik, pod warunkiem, że maksymalne stawki sumy ubezpieczenia nie byłyby przekroczone. W przypadku ubezpieczenia zwierząt gospodarskich dopłaty przysługiwałyby producentom rolnym w wys. 65% składki, jeśli określone przez zakład ubezpieczeń stawki łącznego ubezpieczenia zwierząt nie przekroczą 0,5% sumy ubezpieczenia. Przepisy miałyby wejść w życie od 1 stycznia 2017 roku. Ministerstwo rolnictwa, aby zrealizować ustawę, planuje zwiększyć dotacje do ubezpieczeń upraw rolnych z 200 mln zł do 926 mln zł. Docelowo na ten cel w roku 2020 ma być wydawane około 1,5 mld zł.

Jeśli towarzystwa ubezpieczeniowe nie podniosą stawek za ryzyko suszy, które sięgało w poprzednich sezonach uprawowych nawet 9–10% sumy ubezpieczenia, teoretycznie jest szansa, że będzie można wykupić polisę od suszy. Warunek jest jeden, IUNG musi działać według przepisów, które bardziej realnie pozwolą wyliczyć Klimatyczny Bilans Wodny dla poszczególnych sołectw w kraju.

Tomasz ŚLĘZAK

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
12. grudzień 2024 00:37