UE podpisała umowę handlową z USA
Niejako niezauważone przeszło porozumienie, jakie Unia Europejska zawarła ze Stanami Zjednoczonymi. Dotyczy ono zasad transatlantyckiego handlu. Zakłada, że na nasze towary Amerykanie nałożą 15-procentowe cła. A towary z USA wjadą do Europy bez żadnych dodatkowych opłat. Osiągnięto porozumienie, ale nie ma się z czego cieszyć.
Donald Trump sprawia wrażenie nieco szalonego, ale tak naprawdę jest bardzo konsekwentny. Chce doprowadzić do sytuacji, w której wszyscy partnerzy handlowi Ameryki będą płacić mniejsze lub większe cła, a na towary ze Stanów Zjednoczonych stawka cła będzie wynosiła „zero”. Jeśli ktoś będzie chciał sprzedawać na rynku amerykańskim, to będzie płacić cło, więc opłaci mu się uruchomić produkcję na miejscu. Takie porozumienia mają również ten skutek, że jeśli ktoś, np. z Chin, będzie chciał eksportować na rynek Unii Europejskiej bez cła, to również będzie mógł uruchomić produkcję w USA.
To oczywiście dotyczy głównie towarów przemysłowych, bo produkcja żywności wymaga dostępu do surowców produkowanych na miejscu. Jednak łatwo wyobrazić sobie chińską fabrykę ciągników gdzieś nad Missisipi i te ciągniki rywalizujące z europejskimi, jak dziś rywalizują samochody osobowe. W przypadku aut osobowych jeszcze 5–10 lat temu wydawało się to niemożliwe, a dziś „chińczyki” są na pierwszym miejscu w rankingach najlepiej sprzedających się pojazdów.
Porozumienie może zalać rynek europejski tańszą żywnością z USA, co obniży ceny masła i serów produkowanych w Europie
Nie to jednak będzie głównym zagrożeniem dla naszego rolnictwa. Chodzi o napływ taniej żywności i surowców rolnych ze Stanów Zjednoczonych. Za oceanem masło kosztuje niespełna 5000 dolarów za tonę (18 tys. zł/t). Za europejskie masło trzeba zapłacić około 7000 euro/t, czyli niespełna 30 tys. zł/t. Jak widać różnica w cenie wynosi ponad 10 tys. zł na tonie. W przypadku sera jest nieco mniejsza – około 3000 zł/t. Które masło prędzej znajdzie nabywców i do jakiego poziomu będzie równać cena europejskiego tłuszczu? Czy to koniec produkcji masła w Europie? Jeszcze nie, bo Unia ma z Amerykanami ustalić kontyngenty na import produktów. Porozumienie nie obejmie wołowiny, drobiu i ryżu.
Jeśli to, co ustalono wejdzie w życie, to będzie to drugi cios w europejskie rolnictwo po porozumieniu z krajami Mercosur. Mamy więc kumulację – wołowina i drób przyjedzie z Brazylii i Argentyny, a wieprzowina i nabiał z USA. Bruksela w komunikacie podsumowującym porozumienie, wymienia z nazwy tylko kilka typów produktów. Wskazuje m.in. na europejskie samochody. Tak jak w przypadku handlu z Ameryką Południową, Unia przedłożyła interes przemysłu samochodowego nad interes rolników. Zgadnij Czytelniku, samochody, jakich europejskich marek sprzedają się za oceanem? Dla ułatwienia dodam, że ani włoskich ani francuskich aut tam nie uświadczysz.
Porozumienie może zmusić UE do zniesienia zakazów stosowania w hodowli raktopaminy i hormonów wzrostu, używanych w USA
Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach. Oprócz kontyngentów eksportowych kluczowe będzie pewne sformułowanie z komunikatu Komisji Europejskiej: „zobowiązują się do współpracy w celu rozwiązania problemów pozataryfowych mających wpływ na handel produktami spożywczymi i rolnymi, w tym do usprawnienia wymogów dotyczących certyfikatów sanitarnych dla wieprzowiny i produktów mlecznych”. Chodzi o podawanie raktopaminy, stymulatora wzrostu, który daje większe przyrosty i poprawia wykorzystanie paszy u trzody i bydła. W Europie zabroniono jej stosowania w 1996 r. Równolegle UE zakazała wykorzystywanego do dziś przez amerykańskich farmerów bydlęcego hormonu wzrostu, zwiększającego wydajność krów mlecznych o kilkanaście procent.
Skoro UE błyskawicznie ugięła się pod żądaniami Trumpa dotyczącymi nowych zasad handlu, to czy nie ugnie się w przyszłości, jeśli Trump wystąpi w obronie interesów amerykańskich farmerów domagając się zmiany przepisów zakazujących stosowania hormonów? Są przecież badania, które dowodzą, że ani raktopamina ani hormon wzrostu nie mają żadnego wpływu na jedzących mięso i pijących mleko, a strony porozumienia mają usprawnić wymogi dotyczące certyfikatów sanitarnych.
Z tymi wyzwaniami będą musiały zmierzyć się nasze mleczarnie i zakłady mięsne. Jak to się skończy, skoro zarówno Bruksela, jak i kraje Europy Zachodniej rzucają coraz więcej kłód pod nogi rolnikom produkującym mleko i wieprzowinę?
Produkcja mleka w górę
Żeby nie było aż tak pesymistycznie, warto na zakończenie przytoczyć dane na temat produkcji mleka w UE w pierwszym półroczu 2025 r. Produkcja wzrosła w 6 krajach o 491 mln litrów. Za większość europejskiego wzrostu odpowiada Irlandia (313 mln l) i Polska (108 mln l). Spadek nastąpił w 10 krajach Unii, łącznie o 929 mln l. Bilans wychodzi więc na minus 438 mln litrów. Produkcja spadła w istotny sposób w Niemczech (426 mln l), Holandii (120 mln l), Belgii (89 mln l), Francji (85 mln l), Włoszech (76 mln l) i Hiszpanii (64 mln l). Oby taki trend się utrzymał. Jak tak dalej pójdzie, my będziemy jedli masło polskie, a Niemcy i Holendrzy amerykańskie.
Paweł Kuroczyki
redaktor naczelny Tygodnika Poradnika Rolniczego
fot. Shutterstock
