Drugi Polak w kosmosie! I co? I nic!
Jakby nic się nie stało. A czekaliśmy na to niemal dokładnie 47 lat. Pierwszy Polak w kosmosie Mirosław Hermaszewski – wystartował 27 czerwca 1978 roku w sowieckim pojeździe Sojuz-30 niesionym przez rakietę Sojuz-U. Sławosz Uznański-Wiśniewski wzbił się w przestrzeń okołoziemską 25 czerwca na pokładzie amerykańskiej kapsuły Dragon niesionej przez rakietę Falcon-9.
Może nasza ospała zbiorowa reakcja na drugiego Polaka w kosmosie, to efekt „prawa pierwszeństwa”. Prawie wszyscy pamiętamy jak nazywali się pierwsi ludzie, którzy wylądowali na Księżycu. A kto pamięta nazwiska tych, którzy brali udział w drugiej wyprawie? Tak czy inaczej, pan Sławosz przejdzie do historii i przez resztę swego życia będzie drugim Polakiem w kosmosie. Trochę współczuję, ale bardziej zazdroszczę.
Podobno Polska wydała 65 mln euro, aby nasz obywatel znalazł się na orbicie. Można dyskutować czy to dużo, czy mało. Pewien amerykański miliarder zapłacił w 2001 r. 20 mln dolarów, żeby znaleźć się na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Uważam, że kraj, który ma aspiracje, aby cokolwiek znaczyć w świecie, musi włączać się w eksplorację kosmosu.
Rozpisuję się na ten temat właśnie z powodu kosztów lotu i sposobu ich rozliczenia. Na przełomie lat 70. i 80. Polska plotkowała, że zapłaciliśmy Moskwie za lot Hermaszewskiego, głównie żywnością, a zwłaszcza wieprzowiną. W tamtych czasach pogłowie trzody chlewnej wynosiło w Polsce ponad 20 mln sztuk (21,3 mln w 1980 r.). Choć świń w chlewach mieliśmy pod dostatkiem, to w sklepach jej brakowało. W lipcu 1980 r. władze wprowadziły 69-procentowe podwyżki cen mięsa i wędlin (kartki na mięso pojawiły się w lutym 1981 r.). Właśnie te podwyżki, choć nie tylko, stały się przyczyną wybuchu robotniczego niezadowolenia i doprowadziły do strajków w lipcu i sierpniu ՙ80. W czasach PRL-u społeczne protesty prowadziły do zmiany rządów zgodnie z rytmem podwyżek cen mięsa w sklepach.
Za opcją spłaty „w wieprzowinie” przemawia również fakt, że produkty rolne (obok czołgów i węgla) stanowiły ogromną część eksportu z Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Pod koniec lat 80. ich udział w wartości całego eksportu wynosił 47%. Dokąd nasze świnie jechały? Czy rzeczywiście do ZSRR w rozliczeniu za lot Hermaszewskiego? Tego pewnie nie dowiemy się w możliwej do przewidzenia przyszłości (archiwa w Moskwie są dla nas zamknięte). Przy obecnych cenach skupu żywca wieprzowego, na spłatę lotu Sławosza musielibyśmy przeznaczyć ponad 350 tys. tuczników, ale to oczywiście proszę traktować jako żart. No i raczej nie grozi nam wybuch społecznego niezadowolenia związany z konsekwencjami lotu Sławosza w kosmiczną przestrzeń.
Spożycie mleka może spadać
Zostawmy jednak te kosmiczne rozważania. Holenderski Rabobank opublikował niedawno swój raport nt. sytuacji na rynku mleka. Zwraca w nim uwagę na to, że przy nieznacznie rosnącej na świecie produkcji surowca, do czego przyczyniła się nie najgorsza opłacalność, jego spożycie może w drugiej połowie roku spadać, a wynika to z sytuacji gospodarczej zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych oraz Chinach. Holendrzy podsumowują swój raport twierdząc, że na rynku mleka jest zbyt pięknie, aby to było prawdziwe.
W Europie mamy na szczęście swoją specyfikę, która może nieco łagodzić wpływ globalnych trendów choćby na polskie gospodarstwa, a zawdzięczamy to zielonemu szaleństwu. Produkcja mleka w Niemczech jest ciągle o 2–3% mniejsza niż przed rokiem. Ten spadek wynika nie z braku opłacalności, a z nakładanych na rolników obowiązków. Nie są w stanie się z nich wywiązywać i rezygnują z produkcji. Niemcy, przy malejącym pogłowiu krów, nie dali już rady nadrabiać wzrostem wydajności. Podobne problemy mają Holendrzy, których rząd nadal wykupuje zwierzęta od rolników, aby likwidować gospodarstwa. Spory kłopot może pojawić się w Irlandii, która wystąpiła do Unii Europejskiej o zgodę na przesunięcie terminu wprowadzenia ograniczeń ilości obornika i gnojowicy, które mogą trafić na pola. Jeśli Bruksela się nie zgodzi, to pogłowie krów będzie redukowane w irlandzkich rzeźniach. Krowy są tam przez 10 miesięcy wypasane, więc organicznego nawozu nie da się przerobić w biogazowniach.
To oznacza, że produkcja mleka w Europie może maleć. Jeśli my jej nie zmniejszymy, to powinniśmy na tym zjawisku skorzystać. O ile nie zderzymy się z chorobami zakaźnymi. Eksperci z holenderskiego banku przestrzegają przed nawrotem pryszczycy, o której tak jakby zapomnieliśmy. Choroba niebieskiego języka to ciągle realne i rosnące zagrożenie.
Paweł Kuroczycki
Redaktor Naczelny Tygodnika Poradnika Rolniczego
fot. Pixabay
