Akcesja Ukrainy do Unii Europejskiej mocno przyspieszy
Wojna na Ukrainie zbliża się ku końcowi. Wynika to nie tylko z wysiłków Donalda Trumpa, prezydenta Stanów Zjednoczonych, słabości Ukrainy, która nie ma kim wojować oraz zdecydowanej postawy jej europejskich sojuszników. To także efekt słabości Rosji, której skończyły się pieniądze na wojnę. Już kilka miesięcy temu informowała o tym, oczywiście nie wprost, szefowa rosyjskiego banku centralnego. Putin może wojnę jeszcze kontynuować choćby do końca roku, ale jak twierdzą specjaliści od ekonomii, potrzebne do tego pieniądze pochodzą wyłącznie z drukarni i są warte tyle ile papier, na którym je wydrukowano. Dłuższa wojna to jeszcze więcej bezwartościowego pieniądza i tym większe kłopoty po jej zakończeniu. Tak czy owak, zbliża się jakaś forma zamrożenia lub zakończenia tej wojny, a to przyspieszy proces akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej. I jak twierdzą eksperci, nie zmienią tego bojowe pohukiwania przedstawicieli rosyjskiego rządu.
Ukraińska konkurencja będzie miała taryfę ulgową?
Jako że nikt w UE nie jest w stanie otwarcie konkurować z Ukrainą w rolnictwie, to tym bardziej istotne wydaje się odpowiednie przygotowanie naszego rolnictwa do rozszerzenia Unii na Wschód. Ustawa o aktywnym rolniku (z kilkoma zastrzeżeniami) i o dzierżawie, to dobre kroki w tym kierunku. Jeśli uda się przeprowadzić do końca oba projekty, to aktywne gospodarstwa oficjalnie zwiększą uprawiany areał i zyskają na wiarygodności kredytowej. Przy malejącym wsparciu z Unii Europejskiej możliwość zaciągnięcia kredytu na lepszych warunkach zyska na znaczeniu. Niebagatelna będzie też polityka państwa, które może wrócić do znacznie szerszego niż dotychczas dotowania rolnictwa poprzez preferencyjne kredyty.
Należy także wskazać branże, które będą pod szczególną opieką państwa. Mam na myśli przede wszystkim produkcję zwierzęcą, jako szczególnie wrażliwą na rynkowe załamania i kryzysy, a dodatkowo cierpiącą z powodu chorób zakaźnych. Producenci mleka i trzody niezbędni są także naszym glebom ulegającym nieustannej mineralizacji, bo nawozy naturalne są niezastąpionym źródłem próchnicy.
Potrzebujemy mocnej reprezentacji w Brukseli
Nie mniej ważne jest zadbanie o to, aby warunki ukraińskiej akcesji były jak najlepsze dla polskiego rolnictwa. A do tego potrzebujemy odpowiednich ludzi w zespole, który ze strony Brukseli będzie negocjował z Kijowem konkretne warunki członkostwa w UE. Im więcej uda nam się tam umieścić naszych przedstawicieli, tym lepszy będzie efekt dla nas. Chodzi m.in. o wprowadzenie odpowiednich okresów przejściowych dla ukraińskich agroholdingów, wysokość wsparcia dla nich, ułatwienia w handlu w okresie przedakcesyjnym itd. Piszę o tym „bez krępacji”, bo tak właśnie działa UE. Celowo nie wspominam o udziale Polski w odbudowie Ukrainy, bo gdy po wybuchu wojny dzielono regiony, które miały wspierać poszczególne kraje, to Polsce przypadł Donbas, o którym dziś mówi się, że ma trafić do Rosji, choć sprawa nie jest oczywiście zamknięta.
Grozi nam powtórka z rozszerzenia?
Warto przypomnieć jak było, kiedy to Polska wchodziła do Unii. Rolnicy od Wielkiej Brytanii po Grecję i od Portugalii po Finlandię, nic na tym nie stracili, a wręcz przeciwnie, ich przemysł uzyskał dostęp do naszego rynku i wysokie dotacje na zakup jego produktów. W efekcie nasze pola zaroiły się od ciągników i kombajnów z importu, bo my produkowaliśmy takich maszyn niewiele albo w ogóle. W 2004 roku wszystkie polskie województwa były tak biedne w porównaniu do średniej unijnej, że należałoby je objąć znacznie większym wsparciem niż było to w rzeczywistości. Nie stało się tak oczywiście, bo ani Andaluzja ani Bawaria, czy Prowansja nie mogły stracić tego co miały. Pamiętajmy, że mimo upływu 21 lat dopłaty bezpośrednie w Polsce są ciągle niższe niż na Zachodzie. W latach 2023–2027 otrzymamy podstawowego wsparcia średnio 113 euro na hektar. W Danii ta stawka wynosi 243 euro. We Włoszech 167 euro/ha, w Niemczech 147 euro/ha a we Francji 130 euro/ha. Polscy rolnicy już raz zapłacili za wsparcie dla Ukrainy, oby to się nie powtórzyło.
Ataków aktywistów
Na koniec o pewnym wydarzeniu w Niemczech. Otóż aktywiści z organizacji Animal Rebellion zablokowali niedawno mleczarnię Sachsenmilch, znajdującą się 80 km od Zgorzelca na polsko-niemieckiej granicy. Powodem blokady było skupowanie mleka między innymi z obór uwięziowych. Tylko patrzeć jak podobne ekscesy zaczną się w Polsce, zwłaszcza że obór uwięziowych u nas nie brakuje. To wymaga zmiany prawa w taki sposób, aby aktywistów do protestów przynajmniej zniechęcić. Podobnie było z obrońcami praw zwierząt, którzy zakładali sobie inspektoraty ochrony i grasowali po gospodarstwach, a utrzymywali się z opłat za przechowywanie „uratowanych” psów, krów czy koni. Kiedy zmieniono przepisy, i ci „inspekotrzy” nie mogli wchodzić do gospodarstw bez asysty policji i Inspekcji Weterynaryjnej, a najpierw musieli uzyskać decyzję burmistrza lub wójta, to liczba interwencji u rolników spadła.
Paweł Kuroczycki
redaktor naczelny Tygodnika Poradnika Rolniczego
fot. red.
