Zalane pola kontra rolnicy z Żuław
Od czasu, kiedy na Żuławach wystąpiły deszcze nawalne, doprowadzając do uszkodzenia lub zniszczenia wielu upraw rolniczych, minęły już niemal trzy miesiące. Jak się jednak okazuje, pogoda wciąż nie sprzyja, a stan upraw jest fatalny. Rolnicy próbują nadrabiać zaległości w zasiewach i zbiorach, jednak nie jest to łatwe.
– Na polach wciąż jest mokro i w wielu miejscach stoi woda. Nie można wykonać orki zimowej, ponieważ jest tak grząsko, że nasz traktor, który ma 250 KM, nie jest w stanie uciągnąć czteroskibowego pługu – mówi nam Damian Murawiec, rolnik z Żuław i członek Oddolnego Ogólnopolskiego Protestu Rolników.
Trudne zasiewy, atak ślimaków i opóźniony zbiór kukurydzy
Jak opowiada Murawiec, zasiewy rzepaku odbyły się w bardzo niekorzystnych warunkach. Cały czas padał deszcz, przez co plantacje są teraz zróżnicowane i nie wyglądają dobrze. Rolnikom gdzieniegdzie udało się posiać pszenicę, ale pojawił się problem ze ślimakami zjadającymi wschodzące rośliny. Co z kukurydzą?
– Sezon do łatwych nie należy. Kukurydza jak stała, tak stoi. Niektórzy zaczęli kosić, ale pola są tak mokre, że wyszła z tego jedna wielka ciąganina kombajnów. Nie mówiąc o tym, że rolnicy nie pościnali jeszcze nawet kukurydzy na kiszonkę z uwagi na to, że nie ma warunków do wjazdu sieczkarnią na pole – tłumaczy rolnik.
Pomoc dla rolników, którzy ponieśli najmniejsze straty
Rolnicy na Żuławach nie są również usatysfakcjonowani wynikami pomiarów radarowych wykonanymi przez ARiMR w celu wypłacenia szybkiej pomocy finansowej w ramach de minimis.
– Zdjęcia radarowe są jedną wielką pomyłką i dają tak samo błędne wyniki, jak aplikacja suszowa. Okazało się, że obraz radaru nie widział pół metra lub metra wody na powierzchni gruntu. Przez to są działki, a nawet całe obręby, do których nie przyznano pomocy na podstawie wykonanych zdjęć radarowych. Pomoc płynie do rolników, którzy ponieśli najmniejsze straty i oni w ogóle są zdziwieni, że Agencja do nich dzwoni i mówi, że coś się im należy – komentuje Murawiec.
ARiMR o wypłacie odszkodowań dla rolników z Żuław
W związku z zaistniałą sytuacją Agencja wyjaśniła, że wypłata wsparcia w ramach pomocy de minimis była rozwiązaniem „na szybko”. Po tym, jak rolnicy z Żuław zaczęli zgłaszać, że nie wszystkie komisje klęskowe wyruszyły na szacowanie, podjęto decyzję, by do oceny strat wykorzystać zdjęcia satelitarne i radarowe.
Po pierwszym szacowaniu Agencja oceniła, że zalaniu uległo 10 tys. ha i stwierdziła to na podstawie zdjęć satelitarnych. Kiedy rolnicy powiedzieli, że to niemożliwe, została przeprowadzona kolejna analiza, na podstawie zdjęć radarowych, czyli odbitego sygnału od powierzchni wody i okazało się, że powierzchnia zalanych upraw wynosi niecałe 23 tys. ha.
To wszystko działo się przed spotkaniem rolników z Żuław z ministrem rolnictwa i rozwoju wsi Stefanem Krajewskim w Nowym Dworze Gdańskim, które odbyło się 27 sierpnia br. Jak przyznaje ARiMR, było to rozwiązanie jednorazowe, a rolnicy zostali poinformowani, że zostanie im wypłacone na razie tylko to, co jest widoczne na zdjęciach, a w październiku ruszy kolejny nabór i resztę płatności dostaną z pomocy z publicznej.
Rolnicy: pomysł ARiMR słuszny, ale jest problem ze zdjęciami
W ocenie Murawca założenie Agencji było słuszne, ponieważ chodziło w nim o zorganizowanie szybkiego naboru, który potrwa tydzień, na podstawie uproszczonego wniosku, niemalże bez załączników. Jedyne, co należało zrobić, to udokumentować, że korzysta się z pomocy de minimis, by nastąpiła wypłata pieniędzy na konta rolników.
– Moim zdaniem, to obrazowanie radarowe jest jakimś pierwszym krokiem do odejścia od tego, żeby strat nie szacowały komisje, ale w przypadku Żuław, okazało się pomyłką. Dlaczego obraz tej sytuacji został tak zniekształcony, to nie mam pojęcia. Po tym wszystkim powstały bardzo duże podziały wśród rolników. Chodzi o to, że ci, którym zalało więcej, mają pretensje do tych, którym zalało mniej, że oni dostali pomoc, choć ponieśli mniejsze straty – tłumaczy Murawiec.
Przeczytaj również: Rolnicy z Żuław patrzą, jak toną ich pola. Minister Krajewski: będą wypłaty [WIDEO, FOTO]
Drugi nabór wniosków dla rolników z Żuław
Jak przyznaje Murawiec, rolnicy zdają sobie sprawę z tego, że od 27 października br. będą mogli wnioskować o wypłatę wsparcia z pomocy publicznej, która będzie przyznawana na podstawie protokołów z szacowania strat. Jego zdaniem, nie będzie to jednak tak wartościowa pomoc, jak ta wypłacana ze środków de minimis.
– Drugi nabór wniosków o wypłatę odszkodowań po deszczach nawalnych rusza 27 października. Ale chodzi o to, że w wielu miejscach, gdzie tej wody było bardzo mało, stawka ze zdjęć radarowych wynosi 3 tys. zł do hektara i nie ma żadnych wymogów, nawet nie trzeba mieć ubezpieczonych upraw – wyjaśnia rolnik.
Jak twierdzi, proporcje zostały odwrócone.
– Tam, gdzie szkoda była mniejsza, wypłacono po 3 tys. zł do ha, a my musimy liczyć na pomoc z drugiego naboru, z którego pieniądze będą wypłacane na podstawie protokołów. Wiadomo jednak, że tu wchodzimy w inny pułap i jak ktoś będzie miał 30% strat, to dostanie tylko 1 tys. zł i tak dalej – dodaje Murawiec.
Radar „łapał” działki położone najwyżej
Z relacji Murawca wynika, że radar doskonale rejestrował działki położone wyżej, akurat te, na których straty były najmniejsze.
– W moim gospodarstwie z 330 ha, na które złożyłem wniosek, radar złapał 16 ha i to są działki położone najwyżej, czyli te najmniej zalane przez wodę. Każdy jest zdziwiony, bo załapały się te działki, które były najmniej zalane, a działki, gdzie woda stoi do dziś, się nie złapały na radar, ARiMR ich nie widzi. Całe żniwa męczyliśmy się w wodzie, bez względu na to, czy to był rzepak, czy pszenica. I takich przypadków jest mnóstwo, moje gospodarstwo nie jest jedyne – podsumowuje rolnik.
Nie da się więc ukryć, że rolnicy z Żuław wciąż czekają na rozliczenie strat. Wielu z nich obawia się, że mimo kolejnego naboru sytuacja nie ulegnie poprawie. Tymczasem prace w polu muszą toczyć się dalej, niezależnie od problemów z odszkodowaniami.
Justyna Czupryniak-Paluszkiewicz
