Gradobicie zniszczyło plony rolników z Łódzkiego. Co z ubezpieczeniem?
Choć w większości kraju rolnicy rozpoczęli już żniwa, to są regiony, w których już wiadomo, że nie będzie czego zbierać lub plon okaże się zdecydowanie niższy od oczekiwanego. W tym roku gwałtowne wichury, ulewne deszcze i obfite opady gradu doszczętnie zniszczyły uprawy zbóż i rzepaku w wielu województwach m.in. w woj. łódzkim, o czym pisaliśmy w artykule: Rolnicy w kilka minut stracili uprawy. "Wsadzili pieniądze w plon, którego nie zbiorą".
Janusz Terka, rolnik z woj. łódzkiego i przewodniczący Solidarności Rolników Piotrków, rozpoczął już żniwa, ale jak przyznaje, jego koledzy z sąsiednich gmin spodziewają się okrojonych plonów lub nie mają czego kosić. Z relacji Terki wynika, że gradobicie, które oszczędziło uprawy w jego gospodarstwie, spowodowało widoczne straty w sąsiednich gminach. Co gorsza, choć rolnicy ubezpieczyli swoje zasiewy, to niestety, nie mogą oczekiwać, że wypłacone odszkodowanie zrekompensuje im poniesione straty.
– U nas mieliśmy szczęście, nie było gradu. Moi koledzy z sąsiednich gmin mają zniszczone plony, bo mieli dwa razy nawałnicę z gradem. Mimo że z jednej strony jest pomoc państwa w przypadku wystąpienia klęsk żywiołowych, to z drugiej strony analizowaliśmy protokoły po szacowaniu strat przez komisje klęskowe i większość rolników nie kwalifikuje się do pomocy, ponieważ poziom szkód wyrządzonych w gospodarstwach nie przekroczył minimalnego progu 30%. Były straty, a przelicznik jest taki, że ich nie ma. Mamy nadzieję, że ministerstwo rolnictwa będzie przychylne rolnikom, którzy stracili plony przez gradobicie – mówi Terka.
Przeczytaj również: Rolnik został z niczym, bo grad trafił na karencję w polisie
Jak dodaje Terka, rolnicy, których plony zostały zniszczone przez gradobicie, korzystają również z ubezpieczenia upraw dofinansowywanego z budżetu państwa. Niestety, wielu z nich, choć otrzymuje zwrot środków za poniesione straty w uprawach, nie otrzymuje realnych rekompensat, bo tak działa system.
Dalsza część artykułu pod materiałem WIDEO:
W tym miejscu warto wspomnieć, że podobne trudności dot. wypłaty odszkodowań przez firmy ubezpieczające napotkali rolnicy z woj. lubelskiego, gdzie na początku lipca br. grad wybił uprawy zbóż, rzepaku i warzyw oraz skosił kukurydzę.
Rolnik kosi zboże w obawie przed pogodą
Jak przyznaje Terka, choć jego uprawy nie ucierpiały w gradobiciu, to on również poniósł straty w plonach, a do ich wyrządzenia przyczyniły się dziki, które zryły mu zboże.
– Zobaczcie, jak wygląda to zboże – wskazał Terka na znajdujące się przed hederem wyległe łany. – Z jednej strony jest piękne, a z drugiej zniszczone przez dziki. Pracowaliśmy cały rok. Żal na to patrzeć – skomentował rolnik.
Dalsza część artykułu pod materiałem WIDEO:
Jak przyznał Terka, mógł zgłosić powstałą szkodę do koła łowieckiego i czekać aż przyjedzie i wyszacuje straty, jednak cała procedura trwałaby zbyt długo.
– Decyzje trzeba podejmować szybko, ale wiadomo, jeśli zgłaszamy stratę dziś, to szacowanie nie odbędzie się tego samego dnia, bo nie ma takiej możliwości technicznej. Albo kosimy i nie czekamy na szacowanie strat, albo możemy zostawić zboże i poczekać na szacowanie strat. Wtedy jednak może zmienić się pogoda i wówczas będzie jeszcze gorzej. Rolnik cały czas musi wybierać i szybko podejmować trudne decyzje – przyznał rolnik.
Może cię zainteresować: Grad ściął rolnikowi uprawy. Ale polisa nie działa. "Nie mam nic. Tylko pismo, że nie zapłacą”
Jak przyznaje Terka, zmienna pogoda i obawy przed jej załamaniem, które mogłoby doprowadzić do utraty plonu w jeszcze większym stopniu, skłoniły go do podjęcia decyzji o wjeździe kombajnem w zniszczone zboże.
– Tak wygląda życie rolnika. My nie będziemy zgłaszać tego myśliwym, bo zdecydowaliśmy, że będziemy kosić zboże i nie będziemy czekać na nic, bo pogoda jest bardzo niepewna. Ktoś powie, że nie ma dzikiej zwierzyny, ale tu macie przykład, jak to wygląda – podsumował Terka.
Oprac. Justyna Czupryniak-Paluszkiewicz na podst. Facebook/Solidarność Rolników Piotrków
